chodzę na jogę. wspaniale. mój kręgosłup nareszcie poczuł się dopieszczony. i wszystkie ścięgna i mięśnie i najmniejsze kosteczki. o gdybym tylko miała więcej samozaparcia i spróbowała poćwiczyć codziennie, nie tylko raz w tygodniu… poczułabym się lepiej psychicznie. bo wiem, że tak się czuję gdy wychodzę z zajęć jogi w poniedziałek. niezależnie od wielkości chandry półtorej godziny wcześniej, czuję się po prostu cudownie. wysiłek. spacer tam i z powrotem. to takie proste.
joga to była nagła decyzja. efekt frustracji. ja nie chcę tak żyć! zero czasu dla siebie, każda chwilka zajęta pracą. zero czasu dla przyjaciół, pisanie, kulturę, książki…
muszę wytrzymać do czerwca. a potem spokojnie przemyśleć sprawę pracy. co zrobić aby zarobić na studia jednocześnie pracować i żyć w sposób odrobine bardziej humanitarny.