sięgnięcie po tę książkę zajęło mi… sześć lat bodaj. leżała sobie spokojnie w bibliotece mojej albo na półce u mamy i wszystkich cioć rodzinnych. one czytały a ja nie mogłam. to ta książka o samotności w sieci. miała różne recenzje, dobre złe, że romans że nieciekawe że proste że płytkie, albo że niewiarygodne i nowatorskie… skrajnie.
wydana przez Wyd.Czarne to chyba była jednak zaleta i zachęta, a jednak nie sięgnęłam po nią. nie dałam rady. we mnie za dużo było jeszcze własnych wspomnień dobrych w zasadzie. po pewnym czasie wszystko staje się, względnie, dobre. nawet jesli wcześniej było tak cholernie nie do zniesienia bolesne. no i przeczytałam ją. to oczywiście nie jest zwykły romans, za dużo tam dobrej prozy i za dużo smutku i za dużo jednak wyczuwalnej bardzo – rzeczywistości i prawdy. bardzo wyczuwalnej, bo czytając cudze opisy o miłości i samotności znowu mnie trochę zabolało kilka rzeczy z mojej przeszłości. no tak. słowem, to raczej dobra ksiązka, tym bardziej że na taki temat trudno dobrze napisać. a jednak jednak… nigdy przenigdy nie zrozumiem dlaczego kobiety zostają z mężczyznami mimo że ich nigdy nie kochały albo już… nie kochają. tym bardziej że jest ktoś inny kto kocha i kogo się kocha? po co do czorta? żeby było smutniej? ze strachu przed tym co nowe?
tak się kochać i tak się ranić. w nieskończoność. takie rzeczy wytrzymać mogą tylko kartki książki. ludzie raczej nie. normalne więc że kończy się to samobójstwem frustracją szaleństwem rozstaniami rozwodami w normalnym świecie.
czy zmiana nie jest jedyną rzeczą której możemy być pewni w życiu?
a strach to najgłupszy pod słońcem doradca
do czasu. gdy przestaje się go już słuchać.
………….
ps. dzięki za wpis pod trzynastozgłoskowcem. mnie się mój wiersz w gruncie rzeczy również podoba, inaczej bym go pewnie w blogu nie zacytowała