książka Elisabeth Gilbert
kupiłam, bo mnie skusiło. podczas spotkania z nią w Empiku kilka miesięcy temu.
nie, nie żałuję, choć mało wtedy miałam pieniędzy na takie zbytki jak książka. ale jest. i kończę niemal.
polecam. bo niby literatura faktu (sama w zasadzie tylko taką pisałam też, ale nie udało mi się odkryć receptury na takie powodzenie wydawnicze i takie zainteresowania, a może po prostu nie jestem pisarką tylko nauczycielką 😦
niby więc literatura faktu, ale ciekawa. niby dziennik podróży ale nie do końca. niby trochę jakby proza naukowa, popularno- ale znów zbyt osobista.
misz masz taki typowy
post-moderna.
ale dobrze się czyta, bo nawet w tłumaczeniu (dobry tłumacz!) styl znać dobry
ja czytam, bo mi to bliskie. te wizy, te odesłanie na granicy USA z kwitkiem.. no tak, nie porównując się, też chcieli mnie odesłać z takiego samego powodu. a na granicy meksykańskiej mnie z partnerem aresztowali..
ciekawe jak się historia Gilbert skończy. zapewne pomyślnie jednak skoro postanowiła ją utrwalić w druku
przypomina mi się taki film. francuski bodaj. Zielona Karta? z Depardieu.. I jak to się skończyło? No chyba jednak źle. Francuza bodaj odprawiono z kwitkiem. a szkoda.
szkoda że ta Północna Ameryka uważa się za pępek świata i raj, którym WCALE NIE JEST
ale nie mnie oceniać… na pewno nie czy rajem jest non stop
bo póki co mam ciągle zakaz wstępu tamże
z Bogiem więc wszyscy którzy kochacie USA
przywieźcie mi może moją gitarę której nie miałam prawa sobie już przywieźć……….