jestem,jak sądzę ,osobą trochę nawiedzoną. Tak wywnioskowałam po wielu rozmowach z wieloma ludżmi. Na terapii słyszałam natomiast zawsze „bo Aśce po prostu się chce”
no tak, mnie się chce. Ale nie zawsze. Czasem energii mi braknie, zwłaszcza gdy ktoś podcina mi skrzydła. Ktoś, komu się zwierzam ze swoich wizji i pomysłów. No bo kurcze, to dzięki mnie. Mam ochotę powiedzieć — do cholery jasnej to dzięki takim jak ja coś się na świecie zmienia. Bo mnie bawi nowe, bawi mnie szukanie co by tu jeszcze ulepszyć zmienić. Bawi mnie uczenie się nowego języka. Mam czelność pójść i powiedzieć rodzicom dzieci w przedszkolu – uczę jogi dzieci, mogę nauczyć wasze, chcecie? Albo – uczę swoje dziecko trzeciego już języka bo wymyśliłam sobie że do piątego roku życia mogłoby opanować pięć najważniejszych… no ok, MAM MOŻE ŚWIRA,. Ale przecież to świr chyba niegroźny… ale właśnie wtedy gdy ktoś podcina mi skrzydła i mówi.. może jednak Mikołaj (mój syn) powinien nauczyć się najpierw własnego języka, to zaczynam mieć wątpliwośći.. czy ja dobrze robię? .. czy nie robię krzywdy mojemu własnemu dziecku?? i tak się głupia zastanawiam, choć w gruncie rzeczy mam głębokie poczucie że największą krzywdę to miałam ja jako dziecko które było utalentowane językowo i rozwinięte nieźle w podstawówce ale jakoś tatalnie onieśmielone i cofnięte w rozwoju w szkole średniej…
jak można zrobić dziecku krzywdę ucząc je języków ? Przecież to tylko dodatkowo ćwiczy aparat mowy na wszystkie dostępne dźwięki, i uszy, bo potem się pewnych rzeczy po prostu nie słyszy!!
no, i tak musze się ze sobą kłócić i przekomarzać aż mi moje podcięte skrzydła odrosną…
a póki co mam dół… szkoda, bo dziś był pierwszy dzień hiszpański. Tyle entuzjazmu i klapa na wieczór bo się ojcu dziecka pochwaliłam że Misiek sam sobie powtarza – un coche blanco un coche rojo
chętniej niż po angielsku i francusku
pewnie tak jak i ja lubi zmiany i ma dosyć angielszczyzny i francuszczyzny
a czy można przeszkodzić dziecku w nauce mowy ojczystej????? niech mi ktoś odpowie. Ja w to nie wierzę. Ludzie żyją w niektórych krajach w enklawach wielojęzykowych, tak żyją emigranci, cała Ameryka, efekt – wielojęzyczne dzieci
ok, robią błędy językowe – ale każde dziecko je robi, ŚMIEM TWIERDZIĆ ŻE WIĘCEJ ROBIĄ TE DZIECI KTÓRE ZNAJĄ TYLKO JEDEN JĘZYK
ok, kalki językowe i makaronizmy będą
ale to akceptuję
myślę że najlepszym na to lekiem dobra polska literatura
przecież polskich autorów też czytamy
co zrobić? Ryzyko uczyć języków i żal może być po fakcie – jeśli nie będę uczyć
decyduję więc – uczyć
tylko jak ochronić się przed demotywacją?
Pisząc takie pełne jęków i depresji wpisy chyba…….